Opowiem Wam historię. Historię o dwóch duszach, które przez przypadek się odnalazły.
Czasami tak jest, że poznajesz kogoś i wiesz, czujesz, że nadajecie na tych samych falach. Śmieszą was te same durnowate dowcipy, tylko wy sobie nawzajem możecie powiedzieć weź się kurwa ogarnij i przestań smucić. Taki człowiek z którym spędzasz najwięcej czasu i dzielisz się z nim najmniejszymi sprawami, taki człowiek, który wyczuwa Twój nastrój nawet jeśli ma do dyspozycji tylko literki sms.
Czasami udaje Ci się spotkać kogoś takiego. Ja miałam takie szczęście. Spotkałam przyjaciela.
Nasza przyjaźń była trudna, pełna złych słów, wściekłości, oczekiwań których nie mogliśmy spełnić, ale było w niej tez dużo troski, miłości braterskiej, ciepła i zaskakujących sytuacji.
Ja w miarę ułożona, grzeczna, to wypada, tamtego nie wypada…
On – pieprz to, nie chcesz nie rób tego, nie trać czasu na głupich ludzi, na sprawy, które cię nie kręcą.
Ciężko mi powiedzieć kiedy się zaprzyjaźniliśmy. To był proces: ja dużo starsza od niego, on małolat. Według mnie nic nie wiedział o życiu, głupkowaty i wydurniający się. Ale wiedział, bardzo dużo wiedział, o tym przekonywałam się z czasem.
Po latach ze śmiechem mówił mi, że pół roku się starał żebym mu zaufała, żebym się do niego przekonała. Nie było łatwo – ja ze swoim wrodzonym poczuciem wyższości i twierdzeniem, że wiedza i doświadczenie i mądrość życiową przychodzą z wiekiem, że szkoda czasu na małolata.
On postrzeleniec, pełen szowinistycznych i rasistowskich poglądów, były skin, patriota aż do bólu, uwielbiał muzykę, której nie rozumiałam, katował mnie nią, ja go katowałam swoimi „smutami”. Zapalony gracz we wszystko, książki – tylko audiobooki. Miał niesamowita pamięć i dar wynajdywania w sieci rzeczy niemożliwych – nie, nie był hakerem, a może był?
Antyspołeczny – nie znosił tłumów, grupek i podgrupek – najlepiej czuł się ze mną, uwielbiał chamskie rasistowskie dowcipy, Monty Pythona, South Park. Jego sarkazm był na poziomie nieosiągalnym dla normalnych ludzi – uczył mnie śmiać się.
Mówiłam mu o wszystkim, czasami mówił, „wiesz Rene, jak nie skończysz to za chwilę zacznę miesiączkować”, albo „współczuję Twojemu mężowi, ja zawsze mogę sobie pójść”. Mimo tych tekstów był jedną z niewielu osób, która mnie akceptowała taka jaką jestem z całym dobrodziejstwem inwentarza, z moja neurotycznością, obawami, lękami, złościami i fochami.
Na początku znajomości miesiącami wysyłał mi codziennie zdjęcie bukietu kwiatów na emaila – „miłego dnia Rene”. Był wspaniałym kompanem do grania – testowaliśmy godzinami nawet najgorsze koreańskie produkcje, graliśmy dużo – od tego się zaczęło, potem nasza znajomość ewoluowała. Powoli poznawaliśmy swoje rodziny, znajomych, zaprzyjaźnialiśmy się coraz bardziej.
Pewnego dnia odkryliśmy, że możemy wspólnie oglądać filmy, słuchać książek. I zaczęło się – wszystkie horrory od klasy B do F, filmy dokumentalne o mordercach, o psychopatach, ale też mnóstwo seriali, filmów które kiedyś któreś z nas oglądało. Fascynowało nas ludzkie zachowanie i powody, dla których ludzie zachowywali się tak lub inaczej. Dlaczego zdradzali, popełniali zbrodnie. Sami często zastanawialiśmy się, czy bylibyśmy zdolni do zbrodni i zgodnie odpowiadaliśmy, że „to zależy od sytuacji„.
To on pchał mnie żebym spełniała kolejne marzenia, zawsze mówił – potrafisz, ja pchałam go do ludzi. Nie chciał, nie lubił, nie potrafił – kłóciliśmy się, nie odzywaliśmy tygodniami, potem jedno z nas nie wytrzymywało wracaliśmy do przyjaźni stwierdzając, że tak dziwnie bez siebie i że to o co się kłóciliśmy nie jest warte tego żeby się nie odzywać. Rozmawialiśmy codziennie kilka, kilkanaście godzin dziennie od 2007 roku. Bywały dni, że milczeliśmy godzinami, żadne z nas nie pomyślało żeby sobie pójść. Dorastał przy mnie, ja przy nim młodniałam.
Rozmawialiśmy dużo o śmierci, o mojej śmierci, bo to przecież ja byłam zagrożona – mój zanik mięśni. Miał dopilnować żeby mnie spalono, oboje chcieliśmy być spaleni. Najlepiej na stosie jak za czasów Wikingów.
Zastanawialiśmy się co jest tam dalej, nie wierzyliśmy w niebo „Rene to byłoby cholernie nudne”, wierzyliśmy w energię. Obiecaliśmy się do siebie odezwać stamtąd.
Umarł w sobotę 29 sierpnia 2015 r., przegrał z rakiem – skończył mu się czas.
I chociaż teraz tak kurewsko boli, wszystko boli, cały człowiek mnie boli Kuba, to nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z Tobą. Nigdy Cię nie zapomnę i czekam na znak.
i nie wkurzaj się, że tyle o Tobie napisałam….podobno ma pomóc…
Ukochana pieśń
Przytulam. Bo nie wiem co napisać.
Ojejj… smutna, a jednocześnie wesoła historia. Przykro, jak ktoś odchodzi. Nie wiedziałam, że Ty też byłaś zagrożona. Przypomniał mi się film "Gwiazd naszych wina". Może teraz go straciłaś, ale te wszystkie chwile, które razem przeżyliście były naprawdę piękne!
Aż się popłakałam! Trzymaj się ciepło! Piękna historia.
Przypomina mi się sytuacja z mojego otoczenia…
Dzięki Kubie mam więcej zmarszczek mimicznych z ciągłego śmiania się. Uwielbiałam przysłuchiwać się waszym potyczkom słownym. Byliście jak dwie połówki…Bądź silna!
Ojejj… smutna, a jednocześnie wesoła historia. Przykro, jak ktoś odchodzi. Nie wiedziałam, że Ty też byłaś zagrożona. Przypomniał mi się film „Gwiazd naszych wina”. Może teraz go straciłaś, ale te wszystkie chwile, które razem przeżyliście były naprawdę piękne!
Obecnie żadne słowa nie przyniosą ulgi. Z czasem ból wcale nie będzie mniej dotkliwy, tylko bardziej znośny. Ale mimo wszystko jest mi bardzo przykro, strata ukochanego przyjaciela jest stratą nie do odżałowania. Przytulam…
Aż się popłakałam! Trzymaj się ciepło! Piękna historia.
Aż się popłakałam! Trzymaj się ciepło! Piękna historia.
Ależ się wzruszyłam. Płakać mi się chce…
Obecnie żadne słowa nie przyniosą ulgi. Z czasem ból wcale nie będzie mniej dotkliwy, tylko bardziej znośny. Ale mimo wszystko jest mi bardzo przykro, strata ukochanego przyjaciela jest stratą nie do odżałowania. Przytulam…
Pięknie napisane… Wzruszyłam się bardzo… Wspaniale, że takiego człowieka spotkałaś na swojej drodze…
No i po co ja to czytałam… Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to Dagmara Skalska. Znasz ją? Może czytujesz? Ona tak cudownie mówi o śmierci. Choć straciłam wielu bliskich, w tym tatę… to nie wiem, jak poradziłabym sobie na Twoim miejscu. To musiał być zarąbiście energiczny człowiek! Opowiedziałaś o nim tak cudownie, że chciałabym się z nim przyjaźnić, być na Twoim miejscu – mieć kogoś takiego…
Pięknie napisane… Wzruszyłam się bardzo… Wspaniale, że takiego człowieka spotkałaś na swojej drodze…
Jeśli jest w Twoim sercu, to nie do końca umarł… Współczuję Ci bardzo.
Ohh, pięknie napisałaś, wzruszyłam się. Strasznie mi przykro, życzę dużo siły!
Pieknie to napisalas, trzymaj sie Reniu. Pozdrawiam serdecznie Beata
Dziękuję Wam bardzo.
Szkoda. Piękna przyjaźń. Prawie rok już minął… Niebo istnieje. I nie jest nudne. Jest zajebiste, takie gdzie każdy jest spełniony i szczęśliwy, robi to co lubi, otacza się tymi których kocha. I on tam jest…
Mam nadzieję, ale nie ma dnia żeby mi go nie brakowało….